Temat w ostatnim czasie niezwykle modny. Coraz więcej mówi się o docenianiu tego co się ma, o porzuceniu natrętnego narzekania, treningach uważności i przeżywaniu danego momentu dokładnie w chwili jego zadziania. O byciu tu i teraz. Zaleca się w słuchanie w siebie i podążanie ścieżką własnych potrzeb. Robi się z tego wszystkiego swego rodzaju przepis na szczęście, podobno gwarantujący sukces za każdym razem.
Nie umiem ustalić kiedy dokładnie zainteresowałam się tymi zagadnieniami, bezapelacyjnie za to mogę stwierdzić, że skupianie się na dobrych aspektach życia wyniosłam z domu i będę za to niezmiernie wdzięczna swoim rodzicielom do konca życia. Wybudowali we mnie solidną podstawę do szczęśliwego życia, którą w wyniku różnych działań postanowiłam sobie kiedyś potrząsnąć, do której coś dołożyłam, dokleiłam i na temat której dalej się kształcę albo coś w niej udoskonalam. Całe swoje dzieciństwo słyszałam, że mam się skupiać na pozytywach i o mój jejku, jakie to było i nadal jest budujące!
Zauważam i doceniam bardzo takie momenty jak chociażby wyjazd w góry rok temu. Podróże to chyba zresztą pierwsze co nam w przypadku wdzięczności przychodzi na myśl, ale..
Sama wdzięczność w olbrzymim stopniu na tym właśnie się opiera. Najprościej mówiąc jest to uczucie zadowolenia wynikające z faktu tego gdzie jesteś, czego doświadczasz, z kim i co posiadasz. To umiejetnośc zauważenia tych dobrych aspektów życia, skupienie się na nich i ich docenienie.
Tylko tak w sumie po co to robić?
Badań na ten temat jest bardzo wiele i jeżeli tylko zaczniesz prowadzić Internetowe poszukiwania to zaleje Cię masa informacji, które można zestawiać i weryfikować. Wszystkie jednak prowadzą do podobnych wniosków, że praktykowanie wdzięczności:
– pomaga dostrzec drobne sukcesy i nasze mocne strony, co oczywiście przekłada się na lepsze postrzeganie własnej osoby. Za tym idzie zwiększenie wiary we własne możliwości i równocześnie wzrost motywacji do działania. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że to marchewka działa na człowieka o wiele bardziej budująco niż kij. Każde zauważone sukcesy, nawet te drobne, wzmacniają nasze przekonanie o tym, że możemy osiągnąć kolejne. Drobne sukcesy, budują te duże, ale to nie o ich rozmiar chodzi, a o umiejetność ich dostrzeżenia.
– obniża napięcie i na bok odsuwa nad wyraz wybudowane oczekiwania. Krótko mówiąc nie pozwala wpaść w machinę o nazwie „chce więcej i szybciej” a wielu z nas zaczyna jej w którymś momencie bardziej lub mniej świadomie używać. Mówimy sobie, że to ambicje, które jednak z dnia na dzień stają się coraz większymi oczekiwaniami, nie zawsze gotowymi do spełnienia na danym etapie życia. Najgorsze chyba co może być to stały maraton po coś lepszego, po złudne wrażenie sukcesu, które generuje ogrom stresu i napięcia, a który koniec końców nie przynosi uczucia ulgi. Zamiast tego pojawia się niezrozumienie, gdy okazuje się, że upragniony cel po zrealizowaniu nie był zagwarantowany z pakietem szczęścia. Nie bez przypadku mówi się o tym, że szczęście to droga, a nie cel sam w sobie. Przecudownie jest to pokazane w filmie „Siła Spokoju” gdzie dwójka bohaterów wędruje na lokalny szczyt. Jeden z nich zachwyca się wszystkim po drodze, drugi złości na nagrodę czekającą u celu. Sposób patrzenia na życie ma ogromne znaczenie na jego przeżywanie i odczuwanie
– zmniejsza odczucie stresu, bo i zdejmuje z nas presje osiągnięcia czegokolwiek. Gdy się człowiek zatrzyma i zauważy, że już ma bardzo wiele to porzuca wcześniej przywiązany do szyi kamień złudnych wyrzutów sumienia względem teraźniejszości i nadmuchanych oczekiwań względem przyszłości.
– umacnia relacje z innymi ludźmi. Pozwala po pierwsze na wybudowanie solidnego i zdrowego podłoża do naszej własnej osoby. Nie szukamy poczucia wartości gdzieś na około, bo zauważając nasze drobne sukcesy wiemy, że sami ich dokonaliśmy. Jesteśmy świadomi samych siebie, a potrafiąc docenić siebie, potrafimy docenić też innych, co raczej nie przynosi negatywnych skutków.
Jako gatunek ludzki lubimy sobie stwarzać problemy tam gdzie ich nie ma. Ponarzekać, że los, sąsiadka, mąż i matka sprawiają, że życie nasze jest okropne, a mogłoby być tak piękne. Wyszukiwać negatywy w tym co od negatywów jest dalekie i dziwić się, że nie czujemy się szczęśliwi. Wbrew pozorom wszyscy jesteśmy tacy sami ze swoimi pragnieniami i obawami. Różni nas tylko reprezentowane przez nas do tego podejście.
Robert Emmons, profesor psychologii, który badaniu wdzięczności oddał 10 lat swojego życia powiedział kiedyś coś, co chyba najzgrabniej podsumuje dotychczasową część tego artykułu, a z czym osobiście się w pełni zgadzam:
„Uważam, że wdzięczność jest najlepszym podejściem do życia. Kiedy życie idzie dobrze, pozwala nam świętować i powiększać dobroć. Kiedy życie idzie źle, daje nam perspektywę, dzięki której możemy spojrzeć na życie w całości i nie dać się przytłoczyć chwilowym doświadczeniom. I to właśnie robią wdzięczni ludzie. Nauczyli się przekształcać przeciwności losu w okazję, bez względu na to, co się dzieje, postrzegać samo istnienie jako dar.”
… jestem i wdzięczna za chociażby takie momenty i takie obrazy słodyczy od samego rana.
Jak praktykować wdzięczność?
Skupię się tu najbardziej rozpowszechnionych metodach, a zarazem najprostszych. Żadna z nich nie wymaga od nas niczego niesamowitego, a wręcz przeciwnie, sprowadza się jedynie do chwili rzetelnej i szczerej analizy.
Zacznijmy więc od najprostszego ćwiczenia, czyli świadomego poświęcenia kilku lub kilkunastu minut na wyszukanie w myślach rzeczy, które się w życiu docenia, które powodują podskok szczęścia na serduchowej poduszce i wywołują uśmiech na twarzy. Odnotuj je, przywołaj emocje, które odczuwałeś w danym momencie i powtórz następnego dnia. Najlepiej od samego rana, tak by wejść w nowe 24h z jak największą energią.
Drugim sposobem jest prowadzenie dziennika wdzięczności, do którego osobiście wracam po dłuższej przerwie, w ramach 7 rzeczy, które zrobię jeszcze przed końcem 2020 roku. Potrzebny do tego jest jedynie jakiś notes, albo kartka papieru i długopis. Na zakończenie każdego dnia wypisujemy aspekty, które sprawiły, że to były dobry czas. Możemy zwrócić uwagę na spotkanie z kimś bliskim, dłuższe leżenie w łożku niż zwykle, piękną wycieczkę czy smak nowej herbaty. Tu naprawdę nie trzeba wyszukiwać życiowych olbrzymów. Metoda opisywana jest bardzo często przez wcześniej wspominanego Roberta Emmonsa. Za każdym razem skutki grupy badawczej mającej za zadanie codzienne uzupełnianie dziennika wdzięczności były bardzo pozytywne, a różnice w zestawieniu z drugą grupą, pozbawioną takiej możliwości, olbrzymie.
Trzecim i na dzisiaj ostatnim sposobem na praktykowanie wdzięczności jest medytacja. Trzeba oddać, że sama w sobie potrafi przynieść wiele korzyści, ale ktoś kiedyś wymyślił, że w sumie medytacje wdzięczności też można poprowadzić i tym sposobem stworzyło się naprawdę silne połączenie. Jeżeli nie wiesz jak to miałoby wyglądać i na czym polegać, to odsyłam na YouTuba, gdzie jest bardzo dużo przygotowanych materiałów, które przeprowadzają przez medytacje krok po kroku. Poniżej przykładowe dwie, z których sama na początku korzystałam.
Sposobów na to by zauważyć dobre momenty w życiu jest masa i to po prawdzie od Ciebie zależy czy będziesz wrzucać karteczki do słoika szczęścia, prowadzić dziennik wdzięczność czy po prostu robić analizę dnia w myśli, gdy głowa już leniwie odbija swój kształt w poduszce, a Ty sama gotowa jesteś by odpłynąć w krainę Morfeusza. Każdemu człowiekowi będzie odpowiadało coś innego i super. Najważniejsze to znaleźć metodę dobrą dla siebie, choć może równie ważny jest fakt samego spróbowania? Mogę Ci opowiadać niesamowite rzeczy, opisywać to energetyzujące uczucie szczęścia po zrobieniu takiego zestawienia. Mogę Cię zapewniać o pozytywnych skutkach i braku tych ubocznych, ale prawda jest taka, że póki nie wypróbujesz na własnej skórze to i tak nie będziesz wiedział jak to jest i czy jest faktycznie, czy tylko opowiadam jakieś banialuki. Spróbuj, daj sobie czas i sprawdź czy to co teraz tak powszechnieje w społecznym przekazie ma sens. Trzymam mocno kciuki za Twoje zgłębianie tematu.